415. TRAMWAJ NUMER 6 RELACJI DWORZEC GŁÓWNY – ŁOSTOWICE ŚWIĘTOKRZYSKA
PEGGY PARISH
„AMELIA BEDELIA”
„DZIĘKUJEMY CI,
AMELIO BEDELIO!”
„AMELIA BEDELIA I
PRZYJĘCIE NIESPODZIANKA”
(TŁ. WOJCIECH MANN)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2017
ILUSTROWAŁA BARBARA
SIEBEL THOMAS
Jedziemy tramwajem.
Tłok. Ludzie następują sobie na palce. Gorąco. Wszędzie plecaki,
torby i siatki. Jakiś uczynny pan ustępuje nam miejsca, więc
wślizgujemy się na jedyny wolny fotel. Oddycham z ulgą. Nie mija
dziesięć sekund: „Poczytasz?” - słyszę. Z torby, która stoi
między nogami wyłuskuję nowy tomik – Amelia Bedelia – jeszcze
nie znamy. Zaczynam czytać i po chwili śmiejemy się, zakrywając
ręką usta, cichutko, żeby nie przeszkadzać współpasażerom. Ale
to silniejsze od nas. W pewnej chwili unoszę głowę, żeby
sprawdzić, jak daleko jeszcze do naszego przystanku i widzę kilka
par oczu, skierowanych na nas. Dwie dziewczyny, kobieta i starszy
pan. Wszyscy zerkają i resztkami sił powstrzymują uśmiechy…
Czar Amelii Bedelii zaczyna działać. Nie wiem, czy jest ktoś, kto
jej się oprze.
Amelia to pomoc
domowa. Właśnie trafiła na służbę do domu państwa Rogersów.
Pech chciał, że pracodawcy musieli wyjść – pani domu zostawia
kartkę, na której dokładnie określa, co Amelia ma zrobić. Słowem
klucz jest tutaj „dokładnie”...
Zmienić ręczniki,
odświeżyć meble, pamiętać o zdjęciu zasłon do prania,
odmierzyć dwie filiżanki ryżu, przygotować ładną porcję steku,
kurczaka przygotować do obiadu, a po pracy wyłączyć lampy i dać
im odpocząć…
Ot, zwykła lista
dla pomocy domowej. Ale Amelia to NIE jest zwykła pomoc domowa.
Amelia to Amelia. I wszystko zawsze robi po ameliowemu. Nie chcę
zdradzać niespodzianki, nie chcę mówić, jak poradziła sobie z
zadaniami… Nadmienię tylko, że według Amelii najlepiej odpoczywa
się na świeżym powietrzu… Wykręca więc wszystkie żarówki i
wiesza je na suszarce w ogrodzie…
„- Amelio Bedelio,
dlaczego wszystkie żarówki są na zewnątrz? - zapytał zdumiony
pan Rogers.
- Na liście było
polecenie, żeby lampy odpoczęły – odparła Amelia Bedelia –
ale nie napisano, jak długo. Mam nadzieję, że żarówek nie
przewiało.” [s.46-47]
Płaczemy ze
śmiechu! To zdecydowanie moje poczucie humoru. I Majki też, skoro
chichra się przy każdej jednej części. Przy pierwszej, gdy w
końcu wszystko dobrze się kończy, bo okazuje się, że Amelia
piecze najlepsze bezowe torty cytrynowe.
Przy drugiej, gdy do
państwa Rogersów przyjeżdża bardzo ważny gość – ciotka Myra,
która nigdy dotąd nie chciała ich odwiedzić, a teraz Rogersowie
chcą wypaść przed krewną jak najlepiej. Zapominają, że gdy
powie się Amelii Bedelii „wysusz fasolkę”, to nawlecze ją na
sznurek i będzie suszyć, jak pranie. Ale za to robi najlepszą
szarlotkę, która sprawia, że absolutnie wszyscy – nawet ciotka
Myra – czują się jak w domu…
No i przy trzeciej,
w której pani Rogers wraz z koleżankami, urządzają pannie Almie
przyjęcie niespodziankę – OBLEWANIE jej zaręczyn… Jeśli w
takim przedsięwzięciu pomaga Amelia Bedelia, to można być pewnym,
że będzie MOKRO… Amelia Bedelia jest po prostu niepowtarzalna,
jest urocza, pomysłowa, kreatywna, żadnej pracy się nie boi!
Wymarzona gosposia! Nie wiem, czemu tak długo trzymano ją przed
polskim czytelnikiem w ukryciu – pierwsze wydanie anglojęzyczne
było w 1963 roku! Ale uff, całe szczęście, że jednak jest!
Ukłony w pas i do
ziemi należą się Wojciechowi Mannowi za tłumaczenie. To wbrew
pozorom nie jest łatwy tekst dla tłumacza. Owszem, język jest
prosty, owszem, zdania są krótkie, ale trzeba poszukać,
pogłówkować, powertować słowniki, żeby odpowiednio
przetłumaczyć polecenia pani Rogers i dać pole do popisu Amelii.
Trzeba „odpowiednie dać rzeczy słowo”, by miało dwa dna, by
było na tyle głębokie, żeby Amelia mogła w nie wpaść i
zinterpretować zupełnie po swojemu… Bez Wojciech Manna polska
Amelia Bedelia nie byłaby na pewno tak ujmująca, tak rozbrajająca
i nie bawiła by tak bardzo mnie, Majki i współpasażerów tramwaju
numer 6 relacji Dworzec Główny – Łostowice Świętokrzyska...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...