298. ROCZNA KSIĄŻKA
ANNE CRAUSAZ
„52 TYGODNIE”
(TŁ. ANNA
NOWACKA-DEVILLARD)
ILUSTROWAŁA ANNE
CRAUSAZ
WIDNOKRĄG,
PIASECZNO 2015
Tylko jedna gałąź
drzewa. Na początku zwisa z niej na wpół zmarznięte, na wpół
zgniłe jabłko. Pamięta jeszcze ciepłe jesienne promienie słońca.
Teraz zima rozpanoszyła się tu już na dobre i jabłko zostało na
gałęzi chyba przez zasiedzenie. Obok przysiada ptak. To ten, co nie
boi się zimna, nie odleciał do ciepłych krajów, został tu w
przekonaniu, że zima może być piękna i że nie ma co szukać
szczęścia gdzie indziej, najlepiej we własnym domu…
Mijają kolejne
tygodnie. Jabłko strąca w końcu szczygieł…
Na jabłonce
przysiada nie tylko on. Odwiedza ją całe mnóstwo ptaków – przez
cały rok zasiadają na niej kowalik (obowiązkowo głową w dół),
pójdźka, skuszona promieniami wieczornego słońca, para żołn, z
upolowaną dla młodych osą, czy pięknie nakrapiana orzechówka…
To jedna z
najpiękniejszych dla mnie książek 2015 roku! Pokazuje zmiany –
nieodwracalne, nieuniknione, ale spektakularne! Czyż nie wspaniałym
jest jak z pączka formuje się jabłko, w którym potem możemy
zanurzyć zęby? (Anne Crausaz nieprzypadkowo wybrała drzewo
owocowe.) Czyż nie jest pięknym, jak nieśmiało, a potem z całą
mocą wystrzela z pąków zielone, które potem staje się liściem?
Jesienią znajdziemy je pod drzewem, przyniesiemy do domu, wsunięmy
między kartki książki…
Ani przez chwilę
nie czuje się w tej książce monotonii! Choć przecież bardzo
łatwo byłoby w nią popaść – jedno, wciąż to samo drzewo,
jedna wciąż ta sama gałąź… Ale zmienia się pora roku, pora
dnia, pogoda. Raz zacina deszcz, raz delikatnie spływają z nieba
płatki śniegu, raz czuć pod palcami przewracającymi strony gorąco
słońca… I ptaki sportretowane są w pomysłowy sposób –
zrywające się do lotu jak wróbel, bądź jak słowik w tej
mikrosekundzie, gdy lądują na gałęzi, już dwa pazury to ptak
siedzący, a cała reszta wciąż leci… Kapturka wypatruje
gąsienicy, jaskółka dymówka śpiewa, a sroka spogląda w dół i
pod takim kątem trzyma głowę, że nikłe już jesienią przebłyski
światła, wydobywają ten piękny, niebieski odcień na jej głowie.
A wrona? Nie dała się przyłapać, spłoszona gradem, zostawiła
tylko kilka piór… I żart z jerzykiem, który podziwia z góry
kwitnące jabłonie…
Nie znam innej
książki, która tak pięknie wprowadza w rok, z którą tak pięknie
można przez ten rok przejść. Zaglądając raz po raz. Sprawdzając,
porównując.
Zaczyna się słowami
„Dziś pierwszy stycznia” i ta radosna zbieżność sprawia, że
treść staje się nagle namacalna, że gdy wyjrzymy przez okno
możemy dostrzec takie samo podgniłe jabłko na gałęzi drzewa, że
przed naszymi oczami przeparaduje sikorka modra. To potwierdzenie
rzeczywistości bawi, cieszy, zachwyca!
Uwielbiam książki,
z którymi można przejść przez jakiś okres, stają się
elementem, na który się czeka, zabawą, przedmiotem po trosze
magicznym (dlatego taką frajdę sprawiają mi książkowe kalendarze
adwentowe). Ta jest doskonała do obserwacji zmieniającego się
świata, rocznego cyklu, zmian jakie mu towarzyszą, doskonałą do
porównywania świata wyobrażonego z rzeczywistym, sprawdzania, czy
ulegają transformacjom w takim samym tempie, z równą
intensywnością. To będzie książka, z którą przejdziemy przez
2016. Aż do „Zima w pełni. Minął rok – 52 tygodnie”...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...