209.PAKOWANIE/ROZPAKOWYWANIE/
Każdej podróży
towarzyszy zabieranie.
Może być krótka,
tylko na chwilę, do biblioteki, 15 minut tramwajem, albo na plac
zabaw, tu zaraz, za rogiem. Bierzemy. Pakujemy, upychamy. W torbie
chcemy przenieść pół domu, żeby nie dać się zaskoczyć
niewiadomemu. Żeby w każdym miejscu na świecie stworzyć coś na
kształt mieszkania, żeby w środku lasu zawiesić na drzewach
firanki i włączyć ulubioną bajkę, jeśli tylko właśnie to
będzie potrzebne Naszemu Dziecku. Bo może się zgrzeje? Może
będzie głodne? Może w środku miasta zachce mu się poczytać
ulubioną książkę? Albo w tramwaju nie będzie na czym oprzeć
głowy? Targamy – poduszki książki, maskotki, zeszyty, koszulkę
na zmianę, pół litra wody, łopatkę i paczkę rodzynek.
A gdy wyjeżdżamy
na weekend? W nieznane? W świat szeroki i daleki? W
nie-moje-łóżeczko? W nie-moja-łazienka? Nie-mój-pokój?
Trzeba zabrać.
Znajome zabrać.
I jeszcze
rozrywkowe. Bo, co jeśli będzie padać? A co jeśli będzie słońce?
Spodnie, bluzy i
skarpetki – oczywiste! (choć zawsze bierzemy za dużo w strachu,
że będzie za mało). Ale które książki, które zabawki?
Dziś wróciliśmy,
rozpakowujemy się. Ręce bolą od wnoszenia toreb na czwarte piętro.
U Nas kryterium nie jest gabaryt, ale „najulubieńczość
aktualna”.
Nie jest ważne, czy
to twarda, czy miękka oprawa, czy książka mała, czy duża, czy
będzie kłuć w bok, gdy się ją włoży do torby przewieszanej
przez ramię. Ważne, że ta akurat jest tą, bez której nie można
zasnąć i o którą woła się najczęściej w ostatnim tygodniu.
Torby podręczne są
dwie – torba podręczna i torba podręczniejsza.
Tę podręczną ma
mama blisko nóg (obok swojej, w której i tak królują pieluchy,
butelki w wodą i pudełka z rodzynkami, które otwierają się w
trakcie drogi i pozwalają rodzynkom wędrować między stronami
czytanej aktualnie książki i w portfelu obok monety dwuzłotowej).
W torbie podręcznej
musi być (oprócz aparatu):
płyn do baniek
puzzle
wielbłąd
zeszyt i kredki
trzy kasety z
bajkami na drogę* („Królewskie echo”, „Trapcio”, „Rycerz
Szaławiła” - niewykorzystane, bo Majka zasnęła gdy tylko
wyjechaliśmy z Naszej ulicy)
„Kolory”,
„Bobo”, „Bolusie”, „Pan Kuleczka” (na szczęście mogłam
wziąć tylko jedną z serii)
W torbie
podręczniejszej, która podróżuje w zasięgu rąk Majki, jest po
pierwszych trzech schodkach niesiona wyłącznie przez nią i bardzo,
bardzo pojemna, pojechały:
flet bambusowy
kreda
notes i długopis
Zuzia
misiowe przeplatanki
karty Piotruś z
wizerunkami mazurskich zwierząt – prezent od Babci i Dziadka
Pewnie się tego nie
wyzbędę. Zabierania na zapas. Martwienia się, czy starczy. Nie
odpuszczania, mimo że wiem, że plecak już nie wytrzymuje, że
plecy też, że i tak nie przeczytam trzech książek, bo będę
biegać po lesie, a Majka nie założy dwóch kurtek w środku lata.
Dziś odwrotność
zabierania – oddawanie – szafie, półkom, regałom... Ustawiam
wszystko z powrotem, tak, jak było.
Rozpakowuję.
*podejrzewam, że na
całej ulicy jedno jedyne auto ma na swoim wyposażeniu kaseciaka w
miejsce odtwarzacza płyt kompaktowych albo mp3
My tez mamy kaseciaka :)
OdpowiedzUsuń:)) a ja muszę wreszcie poznać Bolusia :))) udanych wyjazdów! :)))
OdpowiedzUsuń