O ULUBIONYCH, CZYLI MAJOWY KĄCIK DO CHOROWANIA

Majka znów w chorobie. Łapie z powietrza każdą najmniejszą bakterię tak, jakby chciała ją przygarnąć i udowodnić, że bakterie są miłe i można się z nimi zaprzyjaźnić. Nie można – ja nie mogę! I tak trwamy w tym szamotaniu z infekcjami wszelkimi, a ja sobie tłumaczę, że Majka będzie potem człowiekiem z żelaza, czy tam z marmuru, czy w ogóle nie wiem z czego i już w tym pięknym upragnionym potem w ogóle nie będzie chorować.
Póki co znów moszczę kącik chorobowy. A taki kącik musi być specjalny. Bo musi być tam wszystko, co ulubione.

...no bo muszą być książki...
ten stosik, to najostatniejsze lub nigdy-nie-mijające miłości.
Bo „Na straganie” dlatego, że to ukochany wiersz Majki.
Bo „W aeroplanie” dlatego, że targa go ze sobą i pokazuje babcię i kurkę.
Bo „Bobo” - no wiadomo dlaczego – wertowany w tę i z powrotem i tak łatwo wybrać samemu rozdział, który chce się usłyszeć, wystarczy w spisie treści pokazać odpowiedni obrazek. I dlatego, że często czyta go „sama”, wyrywając mi książkę z rąk. A ja cierpię widząc powyginaną okładkę i apeluję po cichu do wydawnictwa, że może by chociaż usztywniane je robić...
Bo „Zuzia” - najczęściej wożona w wózku dla lalek książka, wyciągana codziennie z półki, aż w końcu straciła na niej swoje miejsce.
Bo „Księga dźwięków” w stanie rozpadu (jak u każdego dźwiękonaśladowcy chyba – tu z kolei apel do wydawnictwa o jakąś wersję na kółeczkach), bo przecież może dziś Majka kolejny dźwięk przyswoi na pamięć, na zawsze, na zawołanie.
Bo „Kolory zwierząt”, które są nietuzinkowe, bo ciężko znaleźć książkę dla maluchów ze zdjęciami, a tu są i piękne i kolorowe. I dzięki niej Majka bezbłędnie pokazuje, gdzie jest na stronie kuglarz drapieżnik...
Bo „Gałgankowy skarb” jako że jest to wierszyk, w którym wprowadziłam efekty dodatkowe głaszcząc „Kasię” po włosach i rozkładając ręce przy „nie ma Murzynka”, a Majka te gesty lubi powtarzać.
Bo „Gdzie jest pingwin?”, która to książka Babcię Majki wprowadza w stan najwyższego zdumienia – jak ona znajduje takie małe pingwiny na takiej wielkiej stronie? Ja już przestałam się dziwić...
Bo wielka bardzo disnejowska książka z Kubusiem Puchatkiem, którą Majka wielbi ze względu na takie coś, co jest do niej przyczepione i gra muzykę do kołysanek. Gdy śpiewam z załączonego tekstu Majka woła „Brawo!” - w ogóle nie mam słuchu i zastanawiam się, kiedy to odkryje...
Są też „Nieobliczalne owieczki”, które nie znalazły się na pierwszym zdjęciu, bo akurat były dzierżone przez śpiącą Majkę i wyleciało mi z głowy, że od dwóch dni je kocha i naraz lecimy z owieczkami po 5 do 7 razy. I to wszystko razy 5 do 7 w ciągu dnia.

Oprócz tego w kąciku musi się znaleźć pilot, bo jak Mama włączy bez niego Peppę, albo Robaczki z Zaginionej Doliny?
Na innych bajkach Majka skupia się tylko chwilę, gnana jakimiś swoimi sprawami, wewnętrznymi głosami i brakiem zainteresowania. Peppa potrafi ją zahipnotyzować. Peppę trzeba dawkować. Wydzielać. Bo inaczej zjadłaby chyba cały Majkowy dzień. Jestem „pomiędzy” w telewizorowym sporze między „mamami za” i „mamami przeciw”. Nie chcę, by Majka była telemaniakiem, by nie umiała żyć bez telewizora, by świat opierał się na migającym ekranie. Ale nie uważam też, że telewizor gryzie do krwi. Może być fajnym kumplem, który opowie coś ciekawego.
A Peppę lubię z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jest zrozumiała – prosty przekaz, kilka zdań, gesty, mimika i ton głosu, za którymi łatwo podążać. Po drugie dlatego, że dzieci bawią się tam w mądre gry i zabawy, że używają wyobraźni, że większą część dnia spędzają na dworze, że potrafią opiekować się młodszymi, że tworzą wspólnotę. Po trzecie dlatego, że rodzice potrafią wyjść i poskakać w kałużach razem z dziećmi, poświęcają im mnóstwo uwagi, ale nie zapominają o sobie, że jedzą wspólne posiłki, wspólnie robią zakupy, że wyjeżdżają na kemping i że potrafią się cieszyć puszczaniem latawca. Po czwarte dlatego, że stawia się tu na wielopokoleniowość, że ważni są dziadkowie, że z nimi też łączy dzieci szczególna więź. A po piąte dlatego, że KAŻDY odcinek kończy się tym, że wszyscy się śmieją, cieszą i przeważnie lądują na grzbietach machając nogami z uciechy.
„Robaczki” zaś bardzo długo były „filmem do inhalacji” - gdy włączało się inhalator, włączało się bzyczenie much, biedronek, odgłos skoków konika polnego i wielkie oczy czarnego pająka na ekranie.

Oczywiście w kąciku musi być też muzyka. Jest kilka płyt z muzyką przeznaczoną dla Dzieci, które Majka lubi. Ale najbardziej lubi płytę „Armanda” Łąki Łana, „Waiting all night” Rudimentalu i „Ivo” Cocteau Twins. I od dwóch dni „Calineczkę” z kolekcji Agory – gdy tylko wysłuchamy raz pada „eście” (tł. jeszcze).

Musi być kilkoro przyjaciół – Hello Kitty od cioci Pati, wielbłąd od cioci Haliny i miś Tymon, służący do spania, który w czasie sesji foto akurat spał, więc się nie załapał. Czasem bywa też lalka Murzynek od cioci Moniki albo lalka bobas z zasobów dziecięcych Majkowej mamy.

No i w kąciku muszą znaleźć się gadżety.
Musi się znaleźć jej zeszyt w ptaszki (kolekcja 4girls only ;-), w którym rysuje, kolorowanki z Peppą i małpką Georgem oraz dwa pudełka kredek, czasem kolorowy papier albo dziurkacze.
Musi się znaleźć termometr, którym sama mierzy sobie temperaturę.

No i musi się znaleźć również telefon, bo przecież trzeba potem wszystko opowiedzieć Babci...




No i koniecznie kącik musi być w salonie - nie da się przecież chorować w swoim pokoju...

Komentarze

  1. Zdrówka dużo! A ja właśnie zapoznaję się z Waszą ulubioną muzą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazylu! Dzięki za życzenia.
      A Rudimental to TYLKO z teledyskiem!
      https://www.youtube.com/watch?v=M97vR2V4vTs

      Usuń
    2. Nie moje klimaty muzyczne, ale ten teledysk akurat znam. Jak i sytuację, bo Młodszy właśnie kończy chorobę :)

      Usuń
    3. Muzycznie to też niezupełnie moje klimaty, bardziej Majko-taty, ale ten teledysk robi na mnie wielkie wrażenie. No a Majka, gdy słyszy, to zawsze chce tańczyć! To i Wam zdrówka!!!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...