170.599 W 6 GODZIN I 7 MINUT
DOROTA TERAKOWSKA
„BABCI BRYGIDY
SZALONA PODRÓŻ PO KRAKOWIE. DZIEŃ I NOC CZAROWNICY”
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2014
ILUSTROWAŁ BOHDAN
BUTENKO
Kraków
jest jednym z tych miejsc magicznych, w których oddycham inaczej.
Choć z Naszej ulicy na Bracką (według mapy Google) samochodem
jechalibyśmy 6 h 7 min. (599 km), to często jestem tam myślami.
Tym bardziej, że w przedpokoju Naszego domu wisi jedno z moich
ukochanych zdjęć – Tata Majki, gdy jeszcze nie myślał o
tacierzyństwie, nad filiżanką kawy, na tle fotografii Milesa
Davisa, w jednej z krakowskich knajpek. O Krakowie myślę
codziennie... Wchodząc do domu i z niego wychodząc. Gdy w dawnych
czasach pojechałam tam pierwszy raz, nie mogłam przestać się
uśmiechać. Nie musiałam nawet nic zwiedzać, wystarczyło mi
siedzieć na Rynku i patrzeć na kwiaciarki.
Kiedyś
tę miłość chcę przekazać Majce – zabrać ją do Krakowa i
pokazać moje ulubione uliczki, Kazimierz, na którym są najlepsze w
Polsce zapiekanki ze szczypiorkiem, Smoka Wawelskiego, który zieje
ogniem (bo na pewno jej się spodoba) i „Rynek, Szewską, Planty”
(jak śpiewa pan Ś.). No i Bracką, na której raz jeden jedyny
stałam w deszczu.
Dlatego,
dla tej miłości, książkę Terakowskiej potraktowałam bardzo
osobiście.
Bartek
Nowak, o którym jest ta książka, mieszka na ulicy Floriańskiej
(toż to sama żyła główna krakowskiego serca!). Z okien patrzy na
Kraków sprzed wieków i wcale nie może być z tego dumny, bo jego
wszyscy kumple mieszkają w takich domach, które mają podobny
widok. Tylko jedni widzą Adasia od twarzy, a inni od pleców. Z
przeszłością w kieszeniach biegają po starym Rynku, jak po
podwórku i w chowanego pewnie bawią się w Sukiennicach.
Pewnego
dnia Bartek zachorował i musiał zostać w domu sam – tata i mama
musieli wyjść do pracy, a starsza siostra zgrabnie wykręciła się
od pilnowania brata przygotowaniem do matury u szkolnej koleżanki.
Bartek
został sam, ale nie na długo. Gdy wszyscy już wyszli, do drzwi
zastukał tajemniczy gość - „Jestem twoją babcią Brygidą!” -
wrzasnęła pani, stojąca po drugiej stronie judasza. I choć Bartek
nie słyszał nigdy o żadnej babci Brygidzie – otworzył drzwi.
Nie można tak robić, to niebezpieczne, nieznajomi...itp., itd. Ale
w tym przypadku to było jak otwarcie drzwi do przygody. Babcia
Brygida wyglądała osobliwie – miała krótkie włosy, dziwną
bluzę, pumpy, kolorowe podkolanówki w paski i adidasy. A w dłoni
dzierżyła czerwoną parasolkę – jak się okazało, była to
parasolka magiczna! To ona sprawiła, że spotkali smoka, że
widzieli najazd Tatarów z wieży Mariackiej, że wysprzątali Kraków
co do ostatniego papierka po cukierku, że wzlecieli pod chmury...
I
czy to wszystko tylko się śniło Bartkowi z wysoką gorączką,
skoro po trzech dniach choroby i wyjeździe babci, w dłoni został
mu tajemniczy kamyk wyniesiony z pewnej znanej wszystkim groty?
Gdy
kończy się opowieść, nie kończy się książka – trzeba ją
odwrócić „do góry nogami” i tam, po drugiej stronie okładki
jest jeszcze historia czarownicy, która pewnego dnia budzi się po
ciężkiej nocy. Śniło jej się całe zło, które wyrządziła i
odbierało jej przyjemność z odpoczynku. Przebudzona, ale
niewyspana czarownica stwierdza, że od tego dnia będzie czynić
tylko dobro. Ktoś musi jej jednak uświadomić, że bez zła nie ma
bajek i baśni. Co więcej, bez zła nie ma dobrych zakończeń... A
gdy to już pojmie, to wtedy wchodzimy z nią w noc. I tam się
okazuje po co są baśnie – bez baśni nie byłoby wspomnień,
dobrych snów i wspomnienia matek, opowiadających je na dobranoc...
Ta część historii jest nostalgiczna, w przydymionym kolorze,
sędziwa i mądra, taka do głębi i przepalona jakimś smutkiem
wiedzy... że nie zawsze życie odbija bajki, że może czasem zło
wygrywa i że nie zawsze istnieją czarownice, które dobre
zakończenia naprowadzają na właściwe tory...
To
świetna książka – także graficznie – za jej oprawę odpowiada
Bohdan Butenko, więc nie może być inaczej! Kilka obrazków na
starych pocztówkach Krakowa. Ale to nie są pocztówki sprzed
wieków, to pocztówki, które ja mogłabym wysłać rodzicom z
kolonii, jakieś 20 lat temu. A noc czarownicy jest na czarnym tle,
pisana białymi literami. Kilka prostych, oczywistych zabiegów,
które trzeba było „tylko” wymyślić. Kilka mazów – tych
graficznych i tych słownych, a ja znów chcę do Krakowa...
[Dziękujemy Wydawnictwu
Literackiemu,
że dzieli się z Nami swoimi cennymi perełkami – książki wszak
najwartościowszymi klejnotami]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...