298. RYZYK-FIZYK
Pamiętam siebie –
kilkuletnią – na szczycie ogromnej (tak mi się wtedy zdawało)
zjeżdżani nad basenem, gdzieś w ośrodku wczasowym, gdzie
wypoczywaliśmy na wakacjach. Chciałam zjechać, ale bałam się
okrutnie. Nad tym ślizgiem wisiał cały wór ryzyka! Bo co jeśli
spadnę, bo co jeśli nie zdążę złapać oddechu przez wpadnięciem
do wody, bo co jeśli się uderzę? Walczyłam ze sobą
przepuszczając kolejne dzieci, które beztrosko rozpryskiwały wodę
z dna basenu. Z dna basenu, które widać było gołym okiem, w
którym woda sięgała mi do kolan. Zjechałam, krzyczałam z radości
na całe gardło!
Ryzyko to słowo
kluczowe w tej grze.
Kot poluje na myszy.
Bo chce się najeść. Oblizuje pyszczek i dziarsko podąża po
planszy za każdym razem, gdy na kostce wypadnie wizerunek kota.
Porusza się coraz szybciej z każdym okrążeniem. A myszki? Też im
burczy w brzuszkach i chciałaby się najeść do syta. Głód
zaspokoi na jakiś czas malutki kawałeczek serka. Ale im większy,
tym myszka bardziej zadowolona. A nasyci wielki, okrągły kawał
sera! Tylko że podążając po tę ogromną gomółkę, istnieje
ryzyko, że nie doczekamy posiłku, bo kot będzie szybszy. Trzeba
dobrze kombinować – czy grać naraz wszystkimi myszkami, czy
zadowolić się „wróblem w garści”, czy gonić za „gołębiem
na dachu”, czy pędzić do Krainy Sera, czy raczej wszystkie swoje
myszki umieścić w pobliskich norkach, gdzie będą bezpieczne. Dużo
trudnych decyzji!
Gra jest śliczna!
Pięknie wykonana, z dużym kotem, z masywną kostką, z małymi
śmiesznymi myszkami. Wszystko drewniane i solidne. Stworzone do
zabawy!
Ale mimo bajkowej,
słodziuchnej oprawy, ta planszówka nie jest tak prosta i oczywista
jak te, w które grałyśmy do tej pory. Po raz pierwszy miałyśmy
okazję zagrać w taki tytuł, w którym tak wiele zależy od gracza.
Majkę trochę przerosła tak wielka odpowiedzialność. Ja byłam
zadziwiona swoim zadaniem, bo musiałam nie tylko wyjaśniać zasady
gry – musiałam uczyć strategii, a to nie jest łatwe! Bo można
zarazić swoim patrzeniem na świat, swoją taktyką, swoim
zuchwalstwem bądź nie-odwagą.
Zawsze byłam z tych
„chciałabym i boję się”, dlatego w gry typu „press your
luck” gram raczej zachowawczo. Tak gra też Majka, ale wynika to u
niej z dwóch rzeczy.
Po pierwsze dopiero
uczy się planować, uczy się mierzyć siły na zamiary, dopiero
zaczyna budować strategię. Na razie jest w niej i chęć ucieczki
przed kotem i chęć zdobycia dużego – największego! - sera, ale
nie wie jeszcze jak to pogodzić. To genialna gra do takich
początków! Skomplikowana ale nie na tyle, by nie zrozumieć zasad.
To mechanika, która zmusza do kalkulacji, ale daje też ogrom
satysfakcji. To wstęp do „prawdziwych” planszówek, do których
Majkę sobie wychowuję.
Ta druga rzecz to
strach przed kotem. Nie umie pogodzić się z ogonkiem myszki
wystającej z pyszczka kocura, nie umie pogodzić się ze stratą,
więc mimo wygranej mówi do mnie „Zagrajmy bez kota!” (co
odbiera tej grze urok i czar, a nawet sens), albo wręcz „Jak będę
starsza to przestanę się go bać i wtedy będziemy grały w Dzielne
myszki”. Ja jestem już starsza, więc gram z dużo większym
spokojem. Ale emocji we mnie nie mniej…
Dzielne myszki to
jeden z czterech tytułów z serii Zagraj ze mną czyli gier dla
najmłodszych wydanych przez Egmont. (W Ratuj króliczki i Zwierzaki
na tratwie miałyśmy okazję zagrać na Festiwalu GRAmy!. Zwierzaki na tratwie też super, choć jeszcze nie dla Majki – uczą myślenia
przestrzennego. Ratuj króliczki to zdecydowanie tytuł dla Dzieci,
które dopiero zaczynają turlać kostką. Ewentualnie dla dwóch czy
trzech trzylatek, które będą grać zupełnie same, bez pomocy
rodziców. Króliczki przesuwamy zgodnie z kolorami, które pokażą
się na kostce i zbieramy je dla siebie – ten, kto ma więcej, ten
wygrywa. Tak samo pięknie wykonana, doskonała na prezent.)
Na Kolorowe biedronki się czaimy – fascynują mnie magnesiki w noskach, ale
nie miałam okazji sprawdzić mechaniki gry. Tylko widziałam, że
jest równie urocza, co trzy pozostałe. I tak jak Dzielne myszki
została wyróżniona prestiżową nagrodą Kinderspiel
des Jahres!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...