218. NA BAWOLE PO SAJGONKI
ANNA
NOWACKA-DEVILLARD
„NEM. APETYT NA
WIETNAM”
WIDKOKRĄG,
PIASECZNO 2014
ILUSTROWAŁA ANNA
ORBACZEWSKA
Nie
wiadomo prawie nic. No może tylko, że te śmieszne, skośne czapki,
jakby wyrwane ze stron podręcznika do geometrii, symetryczne i
sprawiające wrażenie, że jest w nich bardzo niewygodnie. I jeszcze
gdzieś w tle ta wielka wojna, która podzieliła wtedy społeczeństwo
amerykańskie na dwa i przywodzi na myśl zespół stresu
pourazowego. I Sajgon oczywiście, który wziął się nie wiadomo
skąd, a potokiem „potoczczyzny” polskiej wypływa z ust bardzo
często.
I
wszystko. Więcej nic.
Wietnam
w moich oczach.
Teraz
wiem więcej.
Wiem,
że nem to polskojęzyczne sajgonki. Że język wietnamski ma znaki
diakrytyczne, tak samo, jak polski. Że panny młode idą do ślubu w
różowych tunikach, a nie białych sukniach i że wietnamscy zmarli
krążą wciąż wśród żywych tylko niewidzialni i niemal
wszechmogący – do nich zanosi się prośby o szczęście, zdrowie
i powodzenie na egzaminach, im zapala się świeczki i częstuje
świeżymi owocami, układanymi na domowych ołtarzykach.
Lubię
tę serię, bo jest przemyślana w szczególikach stu – bo na
historii, takiej zwykłej, codziennej, a jednak pełnej magii, jak na
pniu z wieloma gałęziami wiszą liście – tu jakiś słowniczek,
tam rebus, gdzie indziej zadanie rysunkowe. W książce zaznaczone
słowa, które powinny kojarzyć się z Wietnamem – nem, bawół,
rower, pola ryżowe – i wyjaśnione, czarno na zielonym, dlaczego
tym rowerem do Wietnamu, dlaczego ryż smakuje tam inaczej, dlaczego
„lepszy bawół w zagrodzie, niż słoń w dżungli”. I smaki –
inne od polskich, czasem niewyobrażalne (bo jak smakuje tapioka?), w
papier ryżowy zawinięta marchewka i S.O.S. od typowej wietnamskiej
mamy, bo sami możemy sobie nie poradzić z trudnym do wymówienia
nuoc mam.
Ta
książka jest oszczędno-bogata. Nie jest przeładowana
informacjami, nie ma objętości encyklopedii, nie egzaminuje z
wiedzy o... - ma zaostrzać apetyt, łechtać, prowokować pytania i
być kierunkowskazem w dalszych poszukiwaniach. Subtelnie podsuwa
wiadomości: ile osób mieszka w Wietnamie, jakimi pieniędzmi
zapłacilibyśmy za papier ryżowy w wietnamskim sklepie i gdzie on w
ogóle, ten Wietnam, leży. Ale seria hołduje maksymie „nauka
przez zabawę”, podrzuca ciekawostki do góry, jak piłeczki, a my
możemy złapać i włączyć się do gry, albo nie. Nawet jeśli
nie, pozostaje ta krótka historyjka, którą można potraktować jak
bajkę na dobranoc, po której będzie się śnić sen o bawołach.
Jest
oszczędna w formie, pastelowa, delikatna, żeby łatwiej było przy
jej czytaniu zamknąć oczy i przenieść się na zielone pola
ryżowe.
[cám ơn Widnokręgowi za nem, tapiokę i nuoc mam]
O! Ciekawa książka. Warto poznać naszych coraz częstszych sąsiadów. Must have ;) dzięki, ach!
OdpowiedzUsuńfajna ciekawa książka. nie znałam jej wcześniej
OdpowiedzUsuń