258.LEW KONTRA ZASKRONIEC
WOJCIECH MIKOŁUSZKO
„Z TATĄ W
PRZYRODĘ”
MULTICO OFICYNA
WYDAWNICZA, WARSZAWA 2015
ILUSTROWAŁ TOMASZ
SAMOJLIK
Gdy byłam mała, za
kieszonkowe kupiłam sobie pewną małą, poręczną książeczkę. W
środku były ciekawostki o zwierzętach, naklejki i ranking – za
każde zobaczone na własne oczy zwierzę, zbierało się punkty.
Pamiętam, że sarna miała stówę i była najlepiej punktowanym
stworzeniem. Przez jakiś czas dzięki tej książeczce, moje zmysły
się wyostrzyły i patrzyłam na świat dookoła uważniej. Chciałam
zobaczyć biedronkę, chciałam zobaczyć żuka, szukałam wróbla i
żaby, wypatrywałam zaskrońca. A jak już zauważyłam kłos zboża
czy grzyb (tak, kilka roślin też tam było), muchę, do tej pory
odganianą ze wstrętem niecierpliwą dłonią albo dżdżownicę,
nagle okazywało się, że są dużo piękniejsze, niż do tej pory
sądziłam, że mają ciekawsze życie i że obserwując je ubogacam
swoje wnętrze.
Teraz znów jestem
mniej uważna i nie wiem, czy przeleciał nad polem sokół czy
jastrząb, czy to drzewo, które rośnie obok mojego domu to jesion i
jak wygląda traszka. Zamknęłam się na przyrodę, z trzaskiem
drzwi. I myśląc o tym, żałując tego, z zazdrością, z zapałem,
z fascynacją sięgnęłam po „Z tatą w przyrodę”.
Tym tatą jest
Wojciech Mikołuszko – naukowiec, dziennikarz, redaktor, biolog.
Facet, który pod wpływem swoich dzieci, zaczął inaczej patrzeć
na świat. Bo dzieci pytają, bo są ciekawskie, bo chłoną
rzeczywistość i muszą ustalić sobie ciąg przyczynowo-skutkowy. I
potrafią się zachwycać. Płoszycą szarą, pustym gniazdem ptasim,
żukiem gnojarzem.
Kacper, syn
Mikołuszki, stwierdził pewnego dnia, że polskie dzieciaki
właściwie lepiej znają dzikie zwierzęta od tych rodzimych, że
gdyby spotkały w lesie lwa, to wiedziałyby od razu, że to lew. A
jeśli spotkają zaskrońca, dzięcioła, chruścika? Czy podadzą
bezbłędnie ich nazwy i będą wiedziały, czy zmykać im z drogi,
czy to raczej one będą pierwsze do ucieczki?
Od grudnia 2011
Mikołuszko zaczął zapisywać wrażenia z wypraw ze swoimi dziećmi
w przyrodę. To wyprawy w najbliższe otoczenie, ale to, co mamy
najbliżej czasem najłatwiej umyka. Kacper, Ida i mały Jacuś są
doskonałymi obserwatorami natury, są chętni do poznawania świata,
aktywni. Nie boją się wyjść w deszcz, czy zimno, wspinają się
na drzewa, biegają po kałużach. I pytają. I słuchają
odpowiedzi. A gdy jadą z tatą na Akcję Bałtycką, żeby pomóc
obrączkować ptaki, to wstają o szóstej rano, bo a nuż w siatkę
złapało się coś więcej, niż tylko zwykły rudzik…
Genialnie spisał
się tęż Tomasz Samojlik (ale cóż, jam nieobiektywna może, bo
kocham kreskę Tomasza od jakiegoś czasu już). Jego rysunki, to nie
tylko ilustracje tekstu – to takie małe streszczenia – na jednej
planszy potrafi opowiedzieć całą historię, zaznaczyć
najważniejsze punkty, komiksowo skrócić tok myślenia, żeby
zaciekawić.
I jeszcze słów
kilka o samym wydawnictwie Multico Oficyna Wydawnicza. To unikat na
polskim rynku – przeglądam ich stronę i co rusz wpadam w zachwyt.
Bo „Głosy ptaków”, bo „Idąc za wilkiem”, bo „Jaki to
grzyb?”, bo „Drzewa naszych lasów”… W żadnym miejscu nie
znalazłam tylu treli, pisków, wycia do księżyca, tylu polskich
smaków – grzyby, maliny, jagody, jabłka, tylu zapachów, tylu
obrazów, które w oczy wchodzą, gdy otwieram okno. O tym jest też
„Z tatą w przyrodę” - o tym, że powinniśmy docenić własne.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...