219.O UNIKANIU U-MUZEALNIANIA
Åshild
Kanstad Johnsen
„PIENIEK
OTWIERA MUZEUM”
(TŁ.MILENA
SKOCZKO)
DWIE
SIOSTRY, WARSZAWA 2014
ILUSTROWAŁA
Åshild Kanstad Johnsen
Ona
dopiero zaczyna. Już wzrok biega po ścieżkach i trawnikach, już
wyłapuje kamyki, piórka i szyszki, które nigdy nie są samotne,
zawsze w stadzie. Już schyla się po patyki, już uczy się wkładać
do kieszeni. Jeszcze daje się oszukać i nie sprawdza, nie liczy,
nie porównuje tego, co włożyła w maminą dłoń, z tym, co potem
w niej znajduje po przyjściu ze spaceru. Jeszcze ukradkiem wyrzucam
połamane muszelki i zbyt duże kijki. Czasem jednak przemyca i
przynosi kamulec, wielkości połowy cegły szamotowej – w
prezencie, dla Babci, a Babcia się zastanawia, jak ona dała radę
go przynieść. Jest sprytna, ale ja ciągle jestem sprytniejsza od
niej w kwestii zbierania – mam bowiem trochę więcej
doświadczenia, niż ona. Ona dopiero zaczyna. Ja jestem bliżej
Pieńka…
Pieniek
jest zbieraczem mistrzem. Jest najwyżej w hierarchii zbieraczy –
nie odpuszcza niczemu. Znosi do domu i liście i kamienie i stare
okulary i połamane parasolki i zagubioną w leśnej głuszy piłeczkę
do tenisa. Zbiera okazy szczególne, jak czarny cylinder ze szczytu
góry, zbiera najzwyklejsze patyki mniejsze i większe, ale zbiera
też rzeczy, które ładnie się nazywają („makaron”). Zbiera by
mieć. Zbiera dla samej idei zbierania. I może jeszcze dla
segregowania, bo każdy okaz odszukuje najpierw w encyklopedii, a
potem nadaje mu właściwą kategorię i we właściwym zamyka
pudełku. I na właściwą półkę wkłada.
W
końcu jednak brak mu miejsca, szuflady wypchane po brzegi nie
zmieszczą już ani jednego zielonego pudełka, pudełka zaś pękają
niemal w klejeniach.
Co
zrobić? W takich sytuacjach Pieniek zwykł korzystać z rady Babci,
a ta radzi bezbłędnie, po krótkim namyśle - założyć Muzeum.
Muzeum
Pieńka otwiera swoje podwoje w sobotę. I do środy Pieńkowi bardzo
podoba się jego prowadzenie. Ale w czwartek już niekoniecznie…
I
znów, jak bumerang powraca pytanie – co zrobić? Co teraz zrobić?
Dla
mnie ta książka to przypowieść o ludzkiej naturze. O
człowieku-zbieraczu, o człowieku-kolekcjonerze. O ludzkiej chorobie
– gromadzeniu. Gromadzenie ma wiele wymiarów, na przykład „A
może się przyda?” w zestawie z pełną piwnicą. Albo „potrzebuję
tego do mojej kolekcji” w zestawienie z niebezpiecznym błyskiem w
oku…
Pieniek
swoje zbiory ma owszem, skatalogowane, ale zamknięte w pudełkach,
poupychane na regałach – czy choć raz w roku wyjmuje je, ogląda,
cieszy nimi oko, czy tylko dokłada następne i następne?
Kolekcje
– choćby taka, jak Pieńka, bazują na ludzkiej chęci posiadania,
ale budzą również żądzę, by posiadać wszystko – Pieniek nie
patrzy, co zbiera, zbiera każdą rzecz – w razie czego przecież
można wymyślić jakąś odpowiednią kategorię – choćby „ładne
rzeczy, które się wyginają”. W mediach, w wielu dziedzinach
(zabawki, książki, design, ciuchy), funkcjonuje zwrot „MUST HAVE”
– to on po części obrazuje dzisiejszego człowieka, który trochę
pogrzebał „MUST BE”, a już na pewno nie pisze „be” takimi
wielkimi literami.
Czasami
patrzę na współczesne dziecięce pokoiki z boku i myślę, że nie
ma w nich czym oddychać. Że jest w nich tyle lalek, samochodzików,
pluszaków i klocków, że nie ma miejsca na zabawę, że nie zmieści
się tam paczka plasteliny, że metalowe autko nie znajdzie drogi na
jazdę, a lalki nie będą miały gdzie wypić herbatki w
plastikowych kubeczkach imitujących porcelanę.
Czasem
łapię się na tym, że gdy do Majki przyjeżdża babcia, wygrzebują
jakąś zabawkę z dna kosza i świetnie się nią bawią, a ja i
Majka nie wyciągałyśmy jej od miesiąca czy dwóch. Wiem, że to
bierze się z chęci podarowania Dziecku wszystkiego, co najlepsze,
ale nadmiar na pewno tym nie jest. Dla Dziecka – ot banał –
najlepszy jest czas z rodzicem. A niejednokrotnie przekonałam się,
że Majka woli bawić się „w robienie zabawek”, niż zabawkami,
że kawałek plastiku wygięty w kształt lalki, cieszy ją tak samo
jak kawałek starej gazety zmięty w kulkę i nazwany piłką.
Pieniek
też wybiera w końcu to, co wymaga od niego kreatywności – z
niesamowitym zapałem zabiera się za przygotowanie otwarcia muzeum,
za opisywanie, rysowanie plakatów i tworzenie przestrzeni. Najlepiej
bawi się przy wklejaniu zdjęć eksponatów do albumu i opisywanie
ich pochodzenia. Tak samo później przetwarza pozornie niepotrzebne
rzeczy w sztukę. Wybiera coś, co wymaga od niego aktywności, a nie
eksponaty (vel drogie zabawki do patrzenia), które można pokazywać
w muzeum, a nie ułożyć w dziecięcych dłoniach, tam, gdzie ich
miejsce.
Lubimy
wizyty w Muzeum Pieńka – Majka słucha uważnie i już dokleiła
do książki swoje rytuały. Niezmiennie zaczyna czytanie od
rozkładówki, bawiąc się ze mną w wyszukiwanie szczegółów.
Potem nazywamy wszystkie rzeczy, które Pieniek znajduje na swoim
wtorkowym spacerze. Trzeba też zawsze ustalić, który plakat
narysowany przez Pieńka jest malutki, a który ogromny i co robi
Pieniek na pierwszym obrazku od lewej i drugim od dołu na ilustracji
z wykresem zabawiania gości Muzeum…
Ja
pokochałam Pieńka za to, że jest Pieńkiem*, a nie na przykład
psem, za to, że ma ilustracje, na których co chwilę odkrywam jakiś
nowy szczegół i za to, że w niepozornej historii dla Dzieci kryje
się taka wielka filozofia…
[Dziękujemy Dwóm Siostrom za bilet do pieńkowego muzeum]
*nie mogę się pozbyć skojarzenia między słowem „pieniek”, a „Miasteczkiem Twin Peaks”…
*nie mogę się pozbyć skojarzenia między słowem „pieniek”, a „Miasteczkiem Twin Peaks”…
Trudno się nie zgodzić z wieloma rzeczami, o których napisałaś.
OdpowiedzUsuń;-)
Usuń