579. POWIERZYĆ ŻYCZENIE KŁOPOTKOWI
Minął
rok i Hedwiga ma już osiem lat. W szkole czuje się jak w drugim
domu. Ma przyjaciółkę od serca, Lindę, ma ulubiony sposób
spędzania przerw w szkole (na ulubionym drzewie, z najlepszą
przyjaciółką, tam, gdzie na gałęziach jest miejsce tylko i
wyłącznie dla dwóch!), ma stado koleżanek… No właśnie –
stado! Bo okazuje się, że szkołę w Hardemo opanowała „końska
gorączka”. A wszystko zaczęło się od Ellen – to ona
przyniosła wirusa „końskiej gorączki” do szkoły. Ellen jest
najszczęśliwsza na świecie, bo mieszka w domu, w którym mieszka
też koń. I to jest najprawdziwszy koń Ellen. To co, że jest gruby
jak beczka? Nazywa się Okruszek, można na nim jeździć i czasem
zabiera się go na jakieś końskie pokazy, gdzie zdobywa nagrody.
Ech… Więc co dzień na przerwie po placu galopują jakby
dziewczynki, a jednak konie. Parskające, wierzgające, kręcące
głowami. Ellen jest opiekunką i krzyczy na konie, a czasem zachęca
je do szybszego biegu, machając po ich nogach drewnianą witką. To
zrozumiałe, że Ellen jest opiekunem, w końcu to ona ma konia i
wie, jak się nim opiekować. Tylko Linda patrzy na zabawę
dziewczynek z góry (z ulubionej gruszy i z wyższością
jednocześnie) i nie rozumie, jak można lubić tę zabawę… Tylko
ona jedna ze wszystkich dziewczynek w szkole, wolałaby mieć motor
zamiast rumaka… Ech…
Więc
teraz Hedwiga marzy o koniu. Znajduje nawet sposób na to, by to
marzenie spełnić. Jest taka rymowanka - znają ją wszystkie
dzieci, które choć raz w życiu widziały biedronkę. „Biedroneczko
leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba”. Gdy wypowiada się te
magiczne słowa i wypuszcza biedronkę w niebo, to już wiadomo, że
życzenie się spełni. U Hedwigi aktualnie brak biedronek, ale za to
jest kłopotek czarny. To też przecież owad. Też lata. A do tego
jest rzadszy niż biedronka. Hedwiga uznaje, że może właśnie jemu
powierzyć swoje marzenie. I to jest wielki, wielki błąd…
Bo
owszem, zaraz, dosłownie za chwilę czar zaczyna działać i tata
jedzie do sąsiada pożyczyć przyczepę, a potem przywozi w niej coś
specjalnie dla Hedwigi… I ta przyczepa jest akurat rozmiarów
konia. I może nawet przez szpary w tej przyczepie Hedwiga widzi
sierść? Ale w rzeczywistości wszystko jest na opak. Hedwiga już
wie – nie powierza się życzeń kłopotkowi czarnemu!
Ech,
Hedwiga to Hedwiga! Jedyna w swoim rodzaju, a zarazem jak archetyp
ośmiolatki. Nikt na świecie (oprócz tysiąca, miliona ośmioletnich
dziewczynek), nie jest taki jak ona. Znów okazuje się, że to
bohaterka idealna, bo można się z nią identyfikować, czasem w stu
procentach, czasem w osiemdziesięciu, ale można w niej znaleźć
cząstkę siebie i pociechę, gdy zrobi się coś nie tak. Bo
Hedwiga, mimo upływu roku, mimo promocji do kolejnej klasy (już
drugiej!), nic a nic się nie zmieniła! Włosy ma co prawda dłuższe
(jak dobrze, że Anke Kuhl to zauważyła!), trochę bardziej
uczesane, ale w głowie nadal burze, oceany i tysiąc pomysłów na
minutę. Nadal jest tak samo niecierpliwa, ciekawska, wesoła i nadal
popełnia masę błędów, które potem trzeba naprawiać. A nie jest
tak zupełnie łatwo… Hedwiga rośnie, więc i problemy robią się
jakby większe. Kuzyn, który podpalił garaż, przyjaciółka,
najlepsza, ta od serca, z którą się pokłóciło zupełnie bez
sensu, przemoc – ta prawdziwa, z zastraszaniem, cieknącą krwią i
nową torbą wciskaną do sedesu. No i to pragnienie - większe nawet
od tego, żeby posiadać konia – pragnienie bycia akceptowaną,
lubianą, kochaną. To pragnienie czasem sprawia, że robi się
rzeczy, których nigdy nie chciało się robić. Na przykład zmyśla
się historię o sąsiedzie Maksie-Olofie, alkoholiku, który owszem,
jest głośny, nieuprzejmy (delikatnie mówiąc), ale który ma jedną
najlepszą rzecz na świecie. W jego stajni mieszkają trzy białe
konie. Wyścigowe. Tylko, że Maks-Olof nie jest tak zupełnie
sąsiadem Hedwigi. To znaczy, no jest, ale nie tak zupełnie
alkoholikiem z trzema białymi końmi… Jest zupełnie, ale to
zupełnie kimś innym…
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...