352. DWA PALCE

GUNILLA BERGSTRӦM
URODZINY ALBERTA”
(TŁ. KATARZYNA SKALSKA)
ZAKAMARKI, POZNAŃ 2016
ILUSTROWAŁA GUNILLA BERGSTRӦM

Zgadnijcie, kto jeszcze, oprócz Majki, miał wczoraj urodziny? Kto jeszcze, tak, jak Majka, w sobotę urządza urodzinowe przyjęcie? Albert!
Przyjeżdża do niego ciocia Fela. Ciocia Fela ma DOSKONAŁY plan na przyjęcie. Co prawda pyta Alberta, kogo chciałby zaprosić. Albert liczy gości na palcach. Palców jest tylko dwa – jeden dla Wiktora i jeden dla Miki. Więcej nie potrzeba mu do szczęścia – dwójka najlepszych przyjaciół. Znają się dobrze, więc urodziny będą naprawdę udane. Przecież mają ulubione zabawy, wspólne zainteresowania, powiedzonka, wspomnienia, marzenia. Tylko, że w tę wizję wkracza nagle ciocia Fela. Patrzy z politowaniem na dwa palce Alberta. Mało ich jakoś. W porównaniu z dziesięcioma, które stanowią komplet dwóch rąk. Trzeba tu coś zmienić, dodać, zamieszać. Przyjęcie, to przyjęcie! Dużo, hucznie, kolorowo, wesoło, krzyk, pisk, wrzask. Decyduje autorytarnie – musi być WIĘCEJ! Przede wszystkim więcej gości! Cała grupa zerówki! - tu przytomnie wkracza tata i zgadza się ewentualnie na ten komplet. Niech będzie – ciocia kapituluje. Ale nie podda się w ilości ciast – kilka tortów! (przecież trzeba nakarmić dziesięcioro dzieci – i to z dokładkami!). I konkursy! I zabawy! Wyrusza w bój! Musi walczyć (na przykład posprzątać, zrobić zakupy, narysować świnkę do jednego z konkursów…) i wygrać – na końcu czeka wspaniała wizja, IDEALNYCH urodzin Alberta. Jednym ruchem odgina pozostałe osiem palców, jednym władczym gestem niszczy wizję „więcej nie potrzeba do szczęścia”.
Ja też się łapię w tę pułapkę. Przyklejam się do niej, jak do pajęczyny. I czasem nie mogę z niej wyjść. Trzeba. Dużo. Więcej. Te słowa biegają po głowie, stawiają mnie na niej i sprawiają, że zapominam czasem o celu. Tak jak w przypadku urodzinowego przyjęcia… Chcę odróżnić, wyróżnić, podkreślić, markerem zaznaczyć, uczynić niezapomnianym. To z miłości. To z troski. To z przekonania, że to jedyny sposób. Ale przecież celem nie jest huczne przyjęcie, celem jest przyjęcie, jakie spodoba się mojej córce. Celem jest jej zabawa. Jej ulubiony sposób spędzania czasu. Jej ewentualne zajęcia „po przedszkolu”. Jej książki, które wybierze w bibliotece. Jej spódniczka, którą będzie nosiła z radością. Jej ulubiony kolor. Jej wymarzony prezent. Nauczyłam się pytać („Co chciałabyś robić w dzień urodzin?”, „Kogo chcesz zaprosić na przyjęcie?”, „Jaki chcesz sok?”, „Jaki kolor sukienki?”). Teraz uczę się słuchać odpowiedzi – to dużo trudniejsze, w tym tkwi jeden z sekretów dobrego rodzicielstwa.
Jak przebiegła impreza urodzinowa Alberta? No cóż, było gorąco, gwarnie, słodko, hucznie – zupełnie tak, jak chciała ciocia… Podsumować ją można zdaniem: „dobrze, że przed nami niedziela”… Bo w niedzielę, na końcu tej książki, Albert siedzi pod stołem z Wiktorem i Miką. Dwójką najlepszych przyjaciół. I zajadają wczorajszy tort. Na „prywatnym przyjęciu urodzinowym”. Pewnie szepczą sobie do ucha sekrety, mówią o wspólnych sprawach, bawią się najlepiej, jak tylko można - razem…

Dwa wyciągnięte palce oznaczają przecież Victorię – zwycięstwo. Więc czy nie lepiej od razu wygrać i pozwolić dzieciom na własną wizję świata?









Komentarze