224.PO CO CI TO?
W
każdym miejscu w Naszym domu są książki. W sypialni – kilka
stosów obok łóżka, w salonie, na półce i regale, u Majki –
wszędzie, w kuchni czasem, w łazience także. W przedpokoju, bo gdy
idę z jednego pokoju do drugiego czasem zostawiam jakąś po drodze.
W mojej torebce – zawsze. Nie umiem sobie przypomnieć dnia w moim
świadomym życiu, który ominął książkę. Choć kilka stron,
choć jedna.
Majce
czytam od tej chwili, gdy dowiedziałam się, że jest. Poważne
lektury i takie specjalnie dla niej. Najpierw po to, żeby kołysał
ją mój głos, potem po to, by ukochała książki równie mocno,
teraz dlatego, że sama tego chce. To jeden z moich największych
sukcesów wychowawczych – jej miłość do książek, to, że umie
przewracać strony pomiędzy okładkami, to, że zapamiętuje całe
kwestie, to, że siada czasem sama w fotelu i...czyta.
Po
co mi to? Po co właściwie czytać?
To
niby oczywiste i niby prosto odpowiedzieć na takie pytanie, ale w
dyskusji z pewnym mężczyzną, który nie był przekonany do
czytania dzieciom, musiałam pomyśleć, wyciągnąć asy z rękawa.
Po
pierwsze to właśnie świetne ćwiczenie dla głowy – czytanie to
gimnastyka dla umysłu, taniec albo kick-boxing – zależy co się
czyta.
Po
drugie – to przyjaźń ze słowami, nawiązywanie nowych
znajomości, powiększanie słownika – język rośnie, coraz więcej
udaje się powiedzieć, świat trochę bardziej w zasięgu ręki.
Po
trzecie – to, jak siedzimy ze sobą, ja i moja córka, przytulone
do siebie, blisko, głowa przy głowie, razem, nad jedną książką
– oprócz fizycznej bliskości to umacnianie więzi psychicznej –
słuchamy tego samego, potem możemy o tym rozmawiać. Kiedyś to
będzie wspólny świat – żarciki, odniesienia, cytaty.
Po
czwarte – to piękne spędzanie czasu, to płynięcie w inne
światy, to znajdowanie się tu i teraz i gdzieś indziej, a wszystko
naraz. To najlepsza rozrywka, jaką znam...
Jakiś
czas temu do Majkowej grupy w żłobku przyszły nowe, młodsze
dzieci. Niektóre nie mówią. Majka podgląda je i widząc większe
nimi zainteresowanie próbuje je naśladować – odrzuca słowa na
rzecz krzyku, płaczu, zawodzenia. A ja mówię jej do uszka –
słowa to Twoja siła, to Twoja magiczna moc, to, że rozmawiamy, to
coś pięknego i te Dzieci Tobie zazdroszczą, jesteś ich
superbohaterką, bo mówisz, bo one tak właśnie by chciały –
umieć się porozumieć. Patrzy na mnie wielkimi oczami i wiem na
pewno, że rozumie i że to dzięki książkom potrafi powiedzieć
całe „Na straganie”, a patrząc na pół księżyca na niebie
opowiedzieć krótką historyjkę o tym, że „to Majka przecięła
go nożem na pół” - siła słów, moc wyobraźni...
[wpis przygotowany w ramach projektu "Przygody z książką"
W ramach projektu zajmujemy się książkami dla dzieci, czytaniem z dziećmi i literaturą dziecięcą. Popularyzujemy tym samym czytanie w rodzinach i wskazujemy wartościowe książki dla dzieci. Przede wszystkim przekazujemy dzieciom miłość do książek i zachęcamy do przygody z czytaniem!]
To nie tylko książki. Maja jest jedynaczką. Pod względem intelektualny miała szansę na lepszy start. Doskonale widzę to na przykładzie mojej Najstarszej. Dla kolejnych dzieci suma czynników oddziałujących na nie już nie jest tak korzystna jak dla pierwszego. No chyba że różnica wieku jest bardzo duża. Pocieszam się jednak, że Sadzonka od nikogo nie dostanie tylu czułych buziaków i wyznać, co od starszego brata. Pozdrawiamy. :)
OdpowiedzUsuńA ja mam nieco odwrotne spostrzeżenia. Moja druga córka (młodsza od pierwszej o 3 lata) ma turbodoładowanie jeśli chodzi o rozwój właśnie tytułem posiadania starszego rodzeństwa i wiernego podążania za nim.
UsuńHa, nie wypowiem się, ale z doświadczeń moich znajomych wynika i to, o czym pisze Mała czcionka i to, o czym pisze Joanna.
UsuńBo faktycznie jest mniej czasu na to drugie Dziecko, mniej się je w dłoniach obraca, miesi i układa. Ale z drugiej strony obserwują. I chcą jak najszybciej być na równym poziomie z tym starszym, z bohaterem i z ideałem.
Ale obojętnie, czy jest tak, czy siak, uważam, że książki dają dużo, więcej, najwięcej - słucham Majki i rozpoznaję słowa z książek, po które weszła do środka, wybrała sobie i przywłaszczyła.
Jeszcze w temacie: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1602121,1,dlaczego-pierworodne-dzieci-sa-bystrzejsze-od-reszty-rodzenstwa.read
UsuńPozdrawiamy!
Poruszający wstęp! "Majce czytam od tej chwili, gdy dowiedziałam się, że jest." i piękna prostota tego przepastnego zdania. Dzięki! Cieszę się, że dołączyłaś do projektu-spotkania i jestem b. ciekawa co będzie dalej u Małej Kafki :)
OdpowiedzUsuńJa sama jeszcze do końca nie jestem pewna, co będzie, ale... na jutro już jest pomysł...
UsuńJest dokładnie tak jak napisałaś, zgadzam sie , potwierdzam wszystko. Mój 3 letni syn jest przykładem. Ma niesamowitą pamięć, bez problemu wymawia trudne słowa typu przedszkolanka Klotylda, pterodaktyl, jeleń, pielęgniarka i wiele wiele innych. Ma wspaniale rozwiniętą wyobraźnię, dla niego zwykła ścierka kuchenna to orzeł, łyżka do nabierania makaronu czy inhalator-specyficznie otwierany jak paszcza to krokodyl, spinki do włosów z ząbkami to meduzy i to dzięki czytaniu od pierwszych dni życia, dzięki wspaniałym książkom pewnych wyjątkowych wydawnictw m.in Dwóch sióstr, Zakamarków, Medii Rodziny, Bony, Tako, Niszy, Czerwonego konika, Ene due rabe, Hokusa pokusa i wiele wiele innych. Syn bardzo lubi sobotnie i niedzielne poranki bo wtedy nigdzie się nie wybieram tylko czytamy, aż nam się znudzi. Książki są wspaniałe, obrazy w nich czarujące i inspirujące. My sobie już 3 lata tak czytamy a efektem ubocznym jest to wszystko o czym napisałaś.
OdpowiedzUsuńKarolina - piękne to jest, prawda? Ta rozrastająca się, nieposkromiona, szalona wyobraźnia naszych Dzieci, karmionych książką do owsianki i kotletów marchewkowych...
UsuńI u nas książki są wszędzie. .. podobnie jak dzieci. Owszem przy każdym kolejnym czasu mniej na czytanie w cztery oczy, ale czytamy po prostu dla całej gromady. Hurtem ;-) Przebieram nóżkami co bedzie dalej, bo ten wpis był baaaardzo poruszający.
OdpowiedzUsuń