46.BLW CZYLI BĄDŹMY LUDŹMI WIARY



GILL RAPLEY, TRACEY MURKETT
BOBAS LUBI WYBÓR”
(TŁ.ANNA SEKUŁA, ANNA ROGOZIŃSKA, ANNA ZDROJEWSKA-ŻYWIECKA)
MAMANIA, WARSZAWA 2011

GILL RAPLEY, TRACEY MURKETT
BOBAS LUBI WYBÓR. KSIĄŻKA KUCHARSKA”
(TŁ. ANNA ROGOZIŃSKA, ANNA ROSIAK, KAROLINA ULACHA, RENATA BIAŁAS)
MAMANIA, WARSZAWA 2012

Już nie pamiętam, skąd wiem o BLW. Zaczęłam się interesować rozszerzaniem diety niemowląt już jakiś czas temu, przestraszona tabelami odżywczymi i smakiem „słoiczków”, które ponoć nie mają smaku. Najpierw trafiła do mnie książka kucharska, wygrana w konkursie.
Potem zdobyłam już egzemplarz książki o samej metodzie, jej założeniach, zaletach, wadach i trudnościach. Pochłonęłam, przyklejając mnóstwo kartkopamiętaczy i notując to, co było dla mnie ważne.
Spojrzałam na Majkę i zadecydowałam: „Próbujemy!”.
Nie chcę tu opisywać metody – jest na tyle kontrowersyjna i na tyle „modna”, że można o niej usłyszeć wszędzie. Ja proponuję parę słów, moich prywatnych:
  • Najważniejszą rzeczą, którą zakłada metoda BLW, wydaje się dla mnie fakt, że jemy wspólne posiłki z dzieckiem, o tej samej porze i najlepiej to samo, co ono. Z tym „to samo” czasem się nam nie udaje. A to dlatego, że w przypadku Majki nie mogę używać soli i cukru, no i póki co mleka krowiego. A jeśli chodzi o sól (i cukier też...) dopiero uczę się z niej rezygnować. Wszelkiego rodzaju zioła mogą być używane, ale ja jeszcze nie do końca jestem przekonana, że ziemniaki z bazylią to to samo, co ziemniaki z solą. Ale się uczę, z mozołem, na razie bez większych sukcesów, ale się uczę... W założeniu metoda ma pomóc całej rodzinie odżywiać się zdrowiej. Więc z zapamiętaniem pałaszujemy na zapas wafelki i czekoladę. Przecież potem nie powiem Majce, że ja mogę, a ona nie – teraz jeszcze działa!
  • Gdy mówię komukolwiek, że stosuję taką metodę, od razu pada pytanie – a nie zakrztusi się? NIE! Majka je z nami już (dopiero!) miesiąc, a do tej pory raz jej się to zdarzyło – gdy ugryzła za duży kawałek jabłka ze skórką i skórka wpadła jej „nie do tej dziurki” - poradziła sobie doskonale, pocharczała i wypluła!

  • Pomijamy etap papek, etap karmienia łyżeczka – według autorek rodzi to złe nawyki żywieniowe i jest po prostu niepotrzebne – ja sama widzę, że to prawda! Majka zupełnie dobrze sobie radzi z jedzeniem – oczywiście na razie nie sztućcami, w ruch idą paluszki, ale kombinuje, uczy się rytuału jedzenia, uczy się konsystencji, smaków, zapachów, uczy się, jakie jedzenie jest w dotyku. Dużo się nim bawi, ale też od początku dość dużo trafia do brzuszka – nie wiem ile, bo to niepoliczalne (tak samo, jak przy karmieniu piersią), ale widzę, ze wychodzi drugą stroną ;-)
  • Jasne, BLW jest bałaganiarskie i czasem to zniechęca do posadzenia dziecka z nami przy stole – do prania będzie śliniak i body, będzie do wytarcia krzesełko, ściana i podłoga, do wymycia zabrudzone łapki, buzia i włosy, w które wtarły się rozpuszczone chrupki kukurydziane albo brokuł. Ale mobilizuję się, bo to moja obrona przed „słoiczkami”, których boję się (smakowo, finansowo, zdrowotnie) i wiem, że za jakiś czas Majka usiądzie z nami do stołu i brokuł wyląduje tylko w buzi. Trzeba tylko mieć wiarę – i, nie przeczę, cierpliwość!
  • Dajemy dziecku wybór, dajemy różnorodność, dajemy dużo smaków, nie bojąc się, odrzucając przeświadczenie, że smak ostry to tylko dla dorosłych, a dzieci lubią słodkie. Moja Majka „zaliczyła” już cała gamę produktów, od chleba, który bardzo lubi, poprzez pastę jajeczną z czubrycą, paprykę i kurczaka, po ogórki kiszone, które są jej ulubionym „daniem” na równi z jabłkiem i długimi chrupkami kukurydzianymi, które idealnie mieszczą się w dłoni. To fantastyczne, że cokolwiek przed nią położę na tacy, ona tego spróbuje, że nie odrzuca z góry, nie zamyka się, nie stawia bariery, jest ciekawska, zainteresowana, w jedzeniu zakochana.



I ostatnimi czasy jesteśmy absolutnie zafascynowani tematem „Majka przy stole”, ukradkiem, albo całkiem jawnie pstrykamy zdjęcia i ślemy Dziadkom, żeby zobaczyli, jak Majka obgryza całe jabłko, albo jak wcina naleśniki. I Dziadek kupuje zakręcone chrupki, a Babcia rozmyśla, jaki ryż najlepiej ugotować, choć gdy pierwszy raz wspomniałam o BLW, niemal widziałam, jak po drugiej stronie słuchawki telefonicznej łapie się za głowę i pyta: „A nie zakrztusi się? I tak je rękami?”





Komentarze

  1. Nie widzę nic złego, ani kontrowersyjnego w jedzeniu rękami ;)
    To dobrze, że dajecie jej próbować nowe smaki. Myślę, że to zaprocentuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie piszę, że samo jedzenie rękami jest kontrowersyjne, tylko całe BLW - właśnie jeśli chodzi o krztuszenie na przykład :-) A jedzenie rękami - największa frajda!!!! :)
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
  2. A ja zadam inne pytanie: ile Majka ma zębów? My jesteśmy na podobnym etapie. E. ma 11 miesięcy i tylko dwa zęby. Krztusiła się już kilka razy wielkimi niepogryzionymi kawałkami ciasteczek dla niemowląt. Mam ogromny opór przed dawaniem jej jedzenia do ręki. Póki co sama je tylko chrupki kukurydziane (i paprochy z podłogi ;)). Nie umiem na razie przejść do następnego etapu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok. Już wszystko wiem. Kupiłam dzisiaj książkę i na dobry początek zjadłyśmy razem obiad (z jednego talerza). Super. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :-)
      Cudne jest, gdy się patrzy na takiego malucha jedzącego - dziś właśnie Majka w jednej ręce trzymała schabowego, a w drugiej brokuła i marchewkę :-) I raz z jednej rączki,raz z drugiej zajadła! Boski widok!
      A nawiasem mówiąc nie ma ani jednego zęba jeszcze!!!!!!! (choć idą jej od 4 miesięcy!)
      Powodzenia w BLW - trzymam kciuki za Was i za Nas :-)

      Usuń
    2. A nawiasem mówiąc - co jadła na pierwszy obiad?

      Usuń
    3. Ziemniaki z gotowaną kapustą, ale koncentrowała się raczej na ziemniakach. Ja się za to musiałam szybko uwijać, żeby coś dla mnie jeszcze zostało. :D Niesamowite jakie te rączki mają tempo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...