32.ZBYT BIAŁA


PETRA FINY
„BIAŁA KSIĘŻNICZKA I ZŁOTY SMOK”
(TŁ.SEBIASTIAN STACHOWSKI)
NAMAS, POZNAŃ 2011
ILUSTROWAŁA MARI TACÁCS

[Namas to nieduże wydawnictwo – dowód na to, że z małego rodzi się największe.]

Czy można być jednym z najpiękniejszych ludzi na świecie, a mimo to cierpieć? Czy można jednocześnie budzić zachwyt i odrazę? Czy można być księżniczką, a mimo to nie korzystać z przywilejów godnych księżniczki?
Bai jest córką chińskiego władcy. Jest najpiękniejszą istotą w całym państwie. Jej uroda wywołuje okrzyki uznania, a mimo to nikt nie stara się o jej rękę. Jest piękna, ale nie jest doskonała – jest inna, bo jej twarz jest biała, a powinna być żółta. Owszem, Chinki pudrują swe twarze białym pudrem, ale pod spodem zawsze mają skórę w odcieniu identycznym co mężczyzna. Ta świadomość pozwala mężczyznom kochać je i wielbić. Bai pod spodem miała już tylko czerwoną krew. Nie wiadomo było, jak się z nią obchodzić. I wieczorem, po zmyciu makijażu, nie można było udowodnić, że w jej żyłach ta krew taka sama...
Bai prosi Smoka o pomoc – chce, by zawiózł ją do krainy, gdzie będzie szczęśliwa, do Krainy Wygnańców. Tam czeka na nią książę, o skórze, który mógłby być odbiciem lustrzanym skóry Bai.
Ale nie mogą być razem, bo w jego sercu drzemie ciemność.
A Bai jest jasna także w środku. Odpycha dłonie młodzieńca i wybiera inny los...
To piękna książka na tę chwilę tuż przed Walentynkami - nie na jutro, bo jutro ma być tylko słodko. Dziś można się zastanowić. Jutro już tylko dziękować.
To książka nie tylko o inności, o tym, że nic nie daje gwarancji akceptacji na świecie, w którym żyją ludzie. Że człowiek potrafi być nieprzewidywalny w swoich sądach, że potrafi ranić, bo boi się inności. Potraf zabić, bo inności nie umie oswoić. Potrafi zdeptać, bo nie wie, jak inność czcić i jak znaleźć w niej choć odrobinę piękna.
Ale to także książka o miłości. O tym, że można kochać, a mimo to odejść. Że trzeba być w swej miłości pewnym, że trzeba kochać całym sobą, bo jeśli istnieje choć część, która się waha, miłość przez tę dziurkę ucieknie – powoli ulotni się cała i może nic nie zostać.
I kolejny raz w Namasie ilustracje są wiernym odbiciem tekstu – nie mówią wprost, są enigmatyczne, niedosłowne, falują, jak kawałek jedwabiu, na którym toczy się malarska opowieść. Są osobnym światem, choć komentują słowa. Są tak, jak tekst, delikatnie gorzkie w wymowie. Przygaszone, jakby oglądane oczyma mokrymi od łez... Albo to tylko ja uroniłam łzę nad losem Bai...?





[Namas to w sanskrycie „pełne szacunku pozdrowienie” - gorące, choć zimowe, namas dla wydawnictwa, za paczuszkę z książeczkami]  

Komentarze

  1. Tak sie zastanawiam, co ja mam teraz poczac? Dla kogo kupowac ksiazki, o ktorych piszesz? Nasze dizciaczki z lekka wyrastaja a we mnie wciaz glod ksiazek dla dzieci i nie tylko czytania ale ich posiadania... Dla siebie wiec i dla wnukow bede je kolekcjonowac. O Bai juz marze a o Pomelo sie rozmarzylam. Jak to zwykle w przypadku genialnych pomyslow, ktore zachwycaja i prostota i pieknem i bujnoscia wyobrazni jednoczesnie...

    Namas, Kochane Moje

    Anna

    OdpowiedzUsuń
  2. Anna - doskonale Cię rozumiem - te książki dla Dzieci są tak piękne, że ciężko sobie ;-) odmówić! Dobrze, że mam alibi w postaci Majki!
    Ściskamy gorąco i mocno!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...